Najnowsze wpisy


sie 26 2008 Bez tytułu po raz kolejny, jak zawsze już,...
Komentarze: 0

 

Mamy sierpień roku pańskiego 2008, od jutra pozostanie mi tylko 11 miesięcy nastoletniości, przeraża mnie ta wizja przeogromnie, i pewnie pod wpływem zbliżającej się wielkimi krokami starości kupiłam dzisiaj w kosmetycznym wszystkie produkty z linii anty-cellulitowej firmy Lirene, wydając na nie ciężko zarobione (własnoręcznie!) pieniądze i płacąc po raz pierwszy kartą, czego nie omieszkałam odnotować widoczną i niezrozumiałą dla osób postronnych radością, to tyle tytułem wstępu (a tytuł wstępu wziął się od początkowych słów wpisów z marca i maja 2007, które rozbawiły mnie wielce i przeogromnie)

 

Weszłam sobie na tego mojego bloga z głupia frant, jak to powiadają, jakoś nagle sobie o nim przypomniałam. Wróciłam do domu na całe cztery dni, co przy moim ostatnim trybie życia jest naprawdę szaleństwem, i jakoś tak mnie wzięło na sentymentalizm – oglądam stare zeszyty, czytam pamiętniki, ściągam zakurzone pudełka z szaf i przeglądam moje wszystkie skarby jeszcze sprzed roku, sprzed dwóch, pięciu, siedmiu, oglądam stare zdjęcia. Naturalną koleją rzeczy było, że moje myśli wrócą też tu. Więc jestem, poczytałam stare notki, część mnie rozśmieszyła, większość zażenowała - to dziwne, ale już kiedy je pisałam wiedziałam, że za kilka miesięcy czy lat tak na nie zareaguję, dlatego jakoś zbytnio nad moją głupotą przeszłą i obecną się nie rozwodzę.

 

I widzę notkę z marca 2007 i z kwietnia tegoż roku, i podśmiechuję się w duchu. A to ci dobre – ‘przeszło mi’ i to jeszcze caps lockiem i z wykrzyknikami. Żebyś ty Aniu wiedziała już wtedy, jaka jesteś naiwna. Nie o to chodzi, że go kocham, nie kocham go, ja już nie wiem, co to znaczy nawet i nie użyłam tego słowa ani raz od czasu, kiedy mu powiedziałam to w oczy. Problem w tym, że zakorzenił się we mnie i w moim umyśle tak bardzo, ze ja nie jestem w stanie – do jasnej cholery – zakochać się w nikim innym. Jakby on był jakimś pieprzonym paradygmatem faceta dla mnie, którego nie potrafię się pozbyć.

 

OK, będę z wami (z sobą) całkowicie szczera. Byłam o krok od związania się z kimś, Bogu dzięki nie skończyło się związaniem, nagle i gwałtownie przejrzałam – kolejny raz Bogu dzięki – na oczy (bo kiedy teraz patrzę na to trzeźwo i z dystansu, to byłaby jedna, wielka, niekończąca się pomyłka). Ale to już nie o to chodzi, że nam (Bogu dzięki) nie wyszło, chodzi mi o to, co mnie niepokoi. A niepokoi mnie, że będąc z innym chłopakiem (tfu tfu tfu) cały czas miałam w głowie pieprzonego Filipa. Że w każdej sytuacji porównywałam innego chłopaka do Filipa, zestawiałam go z Filipem na rożnych gruntach i pod różnymi względami. I każde takie porównanie wypadało właśnie na pieprzoną korzyść pieprzonego Filipa.

 

A ja jestem – do cholery - świadoma, że Filip z moich wyobrażeń ma niewiele wspólnego z prawdziwym Filipem. Filip w moich myślach, jest kreacją, ideą Filipa, której Filip prawdziwy jest marnym odbiciem w zasadzie zapewne. I może gdybym poznała lepiej prawdziwego Filipa, i zobaczyłabym, jak mu daleko od Filipa idei, to może bym tą ideę obaliła, i mogłabym – do cholery – być szczęśliwa (z kimś innym, ale nie z tym kimś innym – tfu tfu tfu – z ostatnich – tfu tfu tfu – miesięcy) i uwolnić się. Ale Filip idea sobie żyje już w tym momencie własnym życiem, niezależnie od Filipa prawdziwego, może nawet gdybym faktycznie poznała true Filipa (i obaliła ideał) to dalej myślałabym, ze Filip ideał gdzieś jest. I wcale nie pozbyłabym się go z moich myśli.

 

Filip mnie paraliżuje i paraliżuje moje całe życie osobiste (a raczej w tym momencie jego brak). I gdybym chociaż wiedziała, była pewna na sto procent, nie miała wątpliwości, że Filip prawdziwy jest facetem dla mnie – gdybym była pewna też siebie – byłoby dużo łatwiej, bo wiedziałabym, że prędzej czy później się ułoży, bo tak musi być, że w końcu dotrzemy do siebie. Ale ja wiem, że Filip mógł tylko być facetem dla mnie, ale spieprzyłam to ja. I wiem niestety już też, boleśnie się o tym przekonałam, i często ból ten powraca, że on w tym momencie nie jest facetem dla mnie, i nigdy już nie będzie, a w mojej głowie jest wciąż, i to jest nie do wytrzymania.

tabakaaa : :
cze 15 2007 Cegiełka
Komentarze: 0

Prześledziłam z uwagą całego mojego bloga, 160 notek. W sumie nie tak dużo, pomijam fakt, że około 60 sama wykasowałam w przypływie złości, czego żałuję przeogromnie (mam teraz wyrwę w danych). Ale jednak założyłam pamiętnik w 2003 roku. Dawno. Jakby nie było 4 lata temu.

 

Mój Boże, jak ja się przez ten czas zmieniłam. Mój sposób pisania, odzwierciedlania rzeczywistości i uczuć. Oczywiście nie zmienił się wartość estetyczna, wciąż pozostawia ogromnie dużo do życzenia, ale tak chyba będzie już zawsze. Chodzi mi o poziom. Mam wrażenie, że mam większość świadomość tego, jakie słowa dobieram i czego od nich oczekuję. Dojrzałam nieco, wydaje mi się. Pisarsko. Chociaż w sumie trudno, żeby osiemnastoletnia dziewczyna pisała o świecie w ten sam sposób, jak czternastolenia. Nic w tych zmianach nadzwyczajnego nie ma. Naturalny bieg rzeczy.

 

Ale właśnie przez uświadomienie sobie, ze dojrzałam jeśli chodzi o sferę wyrażania siebie zauważam, ze dojrzałam też ogólnie. Bo mnie się jednak wciąż wydaje, że gimnazjum było tak niedawno. Że ja od tamtego czasu się nie zmieniłam, że w tamtym okresie zaszły dla mnie zmiany znaczące – spotkanie się z moim prawdziwym ja, odnalezienie go, ukształtowanie tożsamości.

 

Tymczasem może faktycznie ten proces zaczął się w gimnazjum, ale trwa nieprzerwanie. Zmieniłam się bardzo. Może nie jeśli chodzi o sposób myślenia – w tej materii raczej zawsze byłam rozwinięta. Wciąż wierzę w te same idee, wyznaję te same zasady. Ale zasadniczo zmieniłam się bardzo. Abstrahując już od zmiany wyglądu, umocnienia osobowości, większej pewności siebie czy chociażby sposobu poruszania się. Zaczynam naprawdę się scalać, coraz większa część mnie jest już uformowana i gotowa, która będzie stanowić kanwę, osnowę dla przyszłego, dorosłego człowieka. Zaczynam poważnie myśleć o przyszłości. Oczywiście, moja głowa wciąż jest pełna nierealnych pomysłów i idealistycznych marzeń. To się jeszcze długo nie zmieni. Wciąż buzują we mnie hormony, targają mną sprzeczne emocje, popadam ze skrajności w skrajność. Dalej jestem raczej niestabilna emocjonalnie. Bo nie mówię, że jestem dorosła. Absolutnie. Ciągle jestem na pograniczu starszego dziecka z młodszą młodzieżą. Zdarza mi się, nierzadko wcale, zachować infantylnie. Jeszcze dużo czasu przecież przede mną, dużo porażek i sukcesów, dużo doświadczeń i dużo wiedzy z zakresu życia, którą będę musiała posiąść.

 

Po prostu chciałam powiedzieć, że to dziwne uczucie, być świadomym swojego dojrzewania. Uświadomić sobie jego przebieg, będąc w trakcie. Zauważyć jego realne oznaki.

 

Bardzo dziwne.

 

tabakaaa : :
maj 03 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Mamy maj.

Strasznie szybko ten czas leci. Nie pisałam dawno, bo ... bo dużo się działo. Dobrego raczej. Bo żyło się dość intensywnie przez te ostatnich kilka tygodni, a teraz czas na słodkie lenistwo.

Co też czynię sumiennie.

 

A później będę sobie pluć w brodę, ale trudno.

tabakaaa : :
kwi 04 2007 impossible is nothing
Komentarze: 0

No proszę.

Jednak zawsze spotyka nas to, czego najmniej się w danej chwili spodziewamy.

Wracam sobie wczoraj do domu i po drodze wstępuję po buty. Czekam następnie na busa na przystanku, kręcę się po nim, szwędam tu i tam, robię kółeczka (jakoś tak nie lubię stać w miejscu). W pewnym momencie dostrzegam jakiegoś chłopaka, dosyć wysokiego, w butach dobrych do wspinania i dżinsach. "Pewnie był w skałkach", pomyślałam sobie i jakoś tak poczułam, że to on.

To w istocie był on. I wiecie, co jest najlepsze?

Że nic mnie nie ruszyło. OK, może serce uderzyło kilka razy nieco mocniej, ale to nie było to samo, co dawniej - nic nie wywiercało mi dziury w brzuchu, żołądek nie kręcił się cały czas wewnątrz, nie drżały mi nogi, nie robiło mi się gorąco i zdecydowanie nie- nie wiedziałam, co mówić.

Co to znaczy?

PRZESZŁO MI !!!!!!!!!!!!!!!!!

Wyleczyłam się z tego oto pana i bardzo mi z tym dobrze :)

Z resztą już jakiś czas temu, ale ostatnio mnie ktoś zapytał, co z tym wszystkim, na co odrzekłam, że niby już w porządku, ale nie wiem, jak bym się zachowała, gdybym go spotkała, czy wszystko by nie wróciło.

I co? I teraz już wiem! Nie wróciło!

 

No proszę. Czyli jednak można.

 

tabakaaa : :
mar 07 2007 :)
Komentarze: 0

No i mamy marzec.

Moje postanowienie na post: nie jem słodyczy.

Co robię teraz? Słucham Yeah  Yeah Yeahs (ale już ostatniej piosenki, potem włączam Radiohead, coby się bardziej lirycznie zrobiło), piję pyszną kawę, którą (o dziwo) zrobił mi mój brat(!) i ... wpieprzam ciastko. Tak, nie ma to jak silna wola.

Nie no w zasadzie nie ciastko, można powiedzieć drożdżówkę. Z budyniem. I kokosem.

No dobra, przyznaję, słaby ze mnie człowiek ;)

Ale stwierdziłam, że niedostarczanie cukru organizmowi absolutnie nie wychodzi na dobre. Wiem to po doświadczeniach z piątku. Boze, co to był za dzień. Chyba największe załamanie moje na przestrzeni conajmniej pół roku (jeśli nie więcej). Grunt, że już się mój nastrój unormował. Mniej więcej.

 

Tymczasem moja chora miłość do F. chyba mi przeszła. Jakoś tak ... niespodziewanie. Podziało się samo z siebie. Cieszę się, to znaczy w zasadzie jest mi to obojętne. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. W sumie zapominanie samo trwało.. dobre cztery miesiące. Od momentu, kiedy definitywnie wiedziałam, że to już nie to. I tak dużo, dużo za dużo. I porywy serca z poprzedzających tygodni to było już takie ostatnie tchnienie. Przeszłam sobie nad tym do porządku dziennego, ot tak. Odnotowałam, przyjęłam do wiadomości i życie toczy się dalej.

Teraz czuję się trochę dziwnie... To znaczy, nie jestem przyzwyczajona do uczucia takiej wewnętrznej pustki. O nikim nie marzyć... Na przestrzeni ostatnich kilku lat raczej mi takie przeżycie nie towarzyszyło :)

Cóż, zobaczymy w którą stronę to wszystko pójdzie...

tabakaaa : :